czwartek, 30 grudnia 2010

Przyjemność i Brandy Snaps



Przyjemność.
Ma tyle definicji.
Tyle kolorów, znaczeń, dźwięków i smaków.
Czym jest naprawdę?
Czy da się zamknąć w definicji?
Pewnie tak, ale ja nie chcę szukać jej znaczenia w encyklopedii.
Chcę po prostu ją znaleźć i chyba wiem gdzie szukać. 
To wielkie szczęście znać drogi prowadzące w jej  stronę. Iść tak, by spotkać ją gdzieś po drodze.
To także wielkie szczęście, gdy przyjemność sama do nas przychodzi. Trafia przez posłańców ubrana w serdeczny uśmiech, spleciona  w ciepłych słowach lub ukryta w pudełku z niespodzianką.
To równie wielkie szczęście dzielić się przyjemnością. Podarować innym i patrzeć jak rozkwita. Jak radośnie błyska w oku, maluje się rumieńcem i zaraża uśmiechem.


Ale na przyjemność trzeba być gotowym. Umieć ją docenić, właściwie przeżyć, by nie zapodziała się pośród wielu zwykłych i bezbarwnych chwil. 
Trzeba umieć ją dostrzec nawet wtedy, gdy wydaje nam się wciąż odległa i nieosiągalna. Może wcale nie jest tak daleko? Może nie wymaga wielkiego trudu, by się nią nacieszyć? A może choć malutka i niepozorna okaże się większa niż to sobie wyobrażamy?


Szukajmy jej, dzielmy się nią, nauczmy się dostrzegać i pielęgnować. Znajdujmy przyjemność w drobiazgach, bo to właśnie one pozwalają nam przeżywać coś wielkiego i niezwykłego.

Przyjemności Wam życzę w Nowym Roku. 
Takiej jakiej potrzebujecie, o jakiej marzycie i jakiej nawet się nie spodziewacie. 
Oby starczyło jej także dla Waszych bliskich. 

Tyle słów o przyjemności i ani jednego słowa o jedzeniu, które jest jedną z największych przyjemności?! Nie martwcie się, mam dla Was coś bardzo, bardzo przyjemnego. To mała przyjemność, która najlepiej smakuje, gdy towarzyszy jej kolejna, i jeszcze jedna, i ...


Brandy Snaps to cudownie chrupkie rurki z nadzieniem, najczęściej z bitej śmietany. Nazwa pochodzi od brandy, która jest składnikiem ciasta oraz od słowa snap, które oznacza trzaskać, łamać, chrupać i oddaje niebywałą przyjemność, jaką sprawia chrupanie rurek. Brandy Snaps są bardzo popularne w krajach anglojęzycznych. U nas rzadko można je spotkać i pora najwyższa to zmienić, gdyż to bardzo smaczny i łatwy do zrobienia deser. Dodatkowo daje naprawdę wiele możliwości. Ciasto, z którego piecze się Brandy Snaps może być także wykorzystane do przygotowania rożków na lody, koszyczków na desery (Brandy Baskets) czy chrupiących kubeczków na kremy lub musy. Sami widzicie - jeden przepis, mnóstwo przyjemności. 


A zatem na sylwestrowy wieczór oraz na rozpoczynający się karnawał zostawiam Wam Brandy Snaps i mam nadzieję, że chrupanie ich będzie dla Was równie przyjemne jak było dla nas. Szampańskiej Zabawy i do zobaczenia w Nowym Roku!

P.S. Sama nie wiem dlaczego, pewnie w porywie chwilowego szaleństwa zgłosiłam bloga do konkursu na Blog Roku.  Jeśli znajdzie się ktoś równie szalony i zdecyduje się oddać na mnie głos, będzie mi raźniej w tym szaleństwie i  będzie to dla mnie wielka przyjemność;)  


BRANDY SNAPS
/składniki na ok. 20 rurek i 12 koszyczków Brandy Baskets/

110 g masła
1/2 filiżanki (125 ml) melasy lub Golden Syrup
1/4 filiżanki cukru
1/4 filiżanki cukru brązowego
1 łyżka brandy (można dać 2-3) 
3/4 filiżanki mąki
szczypta soli
1/4 łyżeczki mielonego imbiru 

Dodatkowo:
1/3 gorzkiej czekolady stopionej w kąpieli wodnej
mielone pistacje


Na dużej patelni o grubym dnie rozpuścić masło z obydwoma rodzajami cukru i melasą. Melasę można zastąpić Golden Syrup (ja miałam go za mało i uzupełniłam miodem). Mieszać do czasu aż cukier i masło się roztopią i zaczną lekko gotować przez ok. 1 minutę. Zdjąć z ognia i chwilę odczekać. Wsypać mąkę, imbir, sól oraz wlać brandy i wszystko razem dokładnie wymieszać. 
Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia nakładać masę - po 1 małej łyżeczce. Żeby otrzymać zgrabne, drobne rurki masy nie może być za dużo - wystarczy płaska łyżeczka. Jednorazowo nakładać maksymalnie 6 porcji zachowując spore odstępy - podczas pieczenia masa rozlewa się na boki tworząc płaski placek.  


Wkładać do piekarnika rozgrzanego do temperatury 170 stopni. Piec ok. 10 minut - do momentu aż masa rozleje się, zacznie "bąbelkować" i zarumieni się uzyskując ciemny karmelowy kolor. Po wyjęciu z piekarnika chłodzić - maksymalnie 1 minutę, jeśli przekroczycie ten czas, placki będą za twarde i nie uda się uformować z nich rurek czy koszyczków. 


W celu uzyskania rurek gorące placki owijać wokół metalowego lub drewnianego uchwytu łyżki lub ubijaczki do białek (dobrze jeśli przygotujecie ich kilka, wówczas praca pójdzie szybciej). Rurki bardzo szybko twardnieją, więc można je zdejmować z uchwytu niemal zaraz po zawinięciu. Upieczone placki bardzo szybko zastygają, dlatego nie należy piec więcej niż 6 (maksymalnie 8) za jednym razem - możemy nie zdążyć ich wszystkich zwinąć. Jeśli mimo wszystko stwardnieją zanim uda nam się zrobić rurki, blachę należy wstawić ponownie na chwilę do piekarnika, wówczas placki ponownie rozmiękną i będą nadawały się do formowania. 


Najlepiej przygotować dwie blachy, gdy jedna porcja się piecze możemy zwijać pierwsze rurki i przygotować masę na kolejną partię do pieczenia.
Upieczone placki można także zawijać wokół większych metalowych foremek do pieczenia rurek z kremem. Uzyskacie w ten sposób większe różki, które mogą zastąpić rożki na lody. 


W celu uzyskania Brandy Baskets, czyli koszyczków, procedura jest taka sama. Jednak po wyjęciu z piekarnika i krótkim przestudzeniu upieczone placki nakładamy na wierzch odwróconej do góry dnem małej filiżanki lub miseczki - placki lekko opadną tworząc delikatną falbankę. Po zastygnięciu mamy gotowy koszyczek - pyszną, chrupiącą miseczkę na lody lub inny deser. 

 
Możecie także zrobić kruche kubeczki na musy lub kremy. W tym celu nałóżcie na blachę trochę więcej masy, ok.1/5 łyżeczki, a później owińcie upieczony placek wokół grubszego uchwytu, np. wąskiego wałka. Zaraz po owinięciu zetnijcie nożem zaokrąglone wierzchołki z obu stron rurki. Powstanie  ten sposób coś na kształt wałka do włosów. 


W kąpieli wodnej należy rozpuścić czekoladę, która posłuży do zrobienia dna kubeczka. Po łyżeczce stopionej czekolady nakładać na rozłożoną folię aluminiową i ustawić na niej (czekoladzie) pionowo przygotowaną rurkę. Czekolada zastygnie tworząc dno - po zastygnięciu musicie delikatnie oddzielić folię od czekoladowego spodu. Gotowy kubeczek można nadziać musem, kremem lub po prostu bitą śmietaną i ozdobić, np. mrożonymi lub świeżymi owocami. 


Brandy Snaps można ozdobić mocząc końcówki w rozpuszczonej czekoladzie, a później obsypać ją mielonymi pistacjami. Za nadzienie może posłużyć dowolny mus lub krem, ja użyłam bitej śmietany z dodatkiem kardamonu. Świetnie będzie też smakować z bitą śmietaną o smaku kawowym (ubitą z odrobiną likieru kawowego lub kilkoma łyżeczkami mocnego espresso). 


Końcówki nadzianych rurek można także oprószyć zmielonymi pistacjami. Jeśli nie macie ochoty na tego typu dodatki, wystarczy nadziać rurki ulubionym nadzieniem i chrupać jedna po drugiej - uzależniają, i to bardzo:) Ważne by nadziewać je na krótko przed podaniem, w przeciwnym razie przesiąkną kremem i nie będą już tak rozkosznie chrupkie. 


Rurki bez nadzienia mogą też służyć jako ozdoba do deserów lodowych. Jeśli po wyjęciu z piekarnika wystudzicie placki i nie będziecie ich zwijać, powstaną urocze chrupiące witrażyki - talarki, którymi można ozdobić desery. Upieczone Brandy Snaps można przechowywać w metalowych puszkach lub mrozić przez ok. 1 miesiąc. Mnóstwo możliwości, mnóstwo chrupiącej przyjemności. 


*przepis pochodzi z tej strony (klik)
* pomysł na kruche kubeczki pochodzi z tej strony (klik)

czwartek, 23 grudnia 2010

TU I TAM po raz 6. Goście, goście... I jak zdobyć Mont Blanc, czyli rzecz o kasztanach



Dla wielu z nas czas świąt to czas spotkań, zebrania się przy wspólnym stole, by pobyć razem z osobami, których na co dzień nie możemy zobaczyć. Dzieli nas odległość, praca, brak czasu. Aż nastaje pora kiedy nie ma tych barier. Znikają odległości i obowiązki. Ich miejsce zajmuje oczekiwanie i radość poprzedzone niejedną chwilą spędzoną w kuchni. Bo to właśnie tu łączymy zapachy i smaki, by rozpieścić podniebienia naszych bliskich i gości. Przyjemność jest przecież tym większa, jeśli możemy ją dzielić z innymi. 
I taka właśnie radość towarzyszyła nam podczas szóstego już spotkania w TU I TAM, wirtualnej (na razie) kuchni Amber  z Kuchennymi Drzwiami i mojej, Anny-Marii z Kucharni. Za nami niejedna już wspólna chwila gotowania, wciąż mamy ochotę na więcej i chętnie podejmujemy nowe wyzwania. Tym razem, by dzielić radość świątecznego czasu, do naszej kuchni zaprosiłyśmy gości, mieszkające  daleko od nas Kucharki, które stawiły się na zaproponowane przez Amber spotkanie z kasztanami. Udało nam się pokonać odległości i wspólnie zgromadzić w kuchni, by przygotować ... No właśnie, to zaraz się okaże. Każda z nas miała swój pomysł na kasztany i dopiero teraz zobaczymy co wyszło spod rąk każdej z gotujących. 
Aniu i Majko ogromnie Wam dziękujemy za to, że mogłyśmy spotkać się z Wami w kuchni, poznać bliżej i wspólnie zająć  kasztanami. Już się cieszymy na spotkania z kolejnymi gośćmi, a będą na pewno! Jeśli tylko zechcą przyjąć nasze zaproszenie.


Pierwszy raz jadłam kasztany w Wiedniu, podczas potwornie mroźnej nocy sylwestrowej. Gorące pieczone kasztany i grzane wino cudownie nas rozgrzewały i pozostały jednym z smaczniejszych wspomnień  tamtego spontanicznego i szalonego wyjazdu. I to właściwie tyle. Kilka lat kasztanowej ciszy aż do momentu, kiedy Amber napisała, że ma ochotę na kasztany. Ja też! - odpowiedziałam pełna zapału, i dopiero po chwili dotarło do mnie, że oprócz ochoty potrzebne są przede wszystkim kasztany! A ich nie ma! Nigdzie, to znaczy nigdzie tu gdzie mieszkam ani w okolicy... Ani jednego kasztana... No cóż, musiałam zdać się na zakupy internetowe, za którymi w przypadku jedzenia nie przepadam, bo lubię wąchać, dotykać, oglądać z każdej strony to co kupuję. Tym razem przyszło mi zadowolić się miniaturką zdjęcia i nadzieją, że za dzień, dwa do moich drzwi zastuka kurier, a wraz z nim kasztanowe produkty. Ale kurier się nie spieszył. Ani trochę. Goście zaproszeni, kuchnia już niemal gotowa, a jego nie ma!


Słyszałam wielokrotnie, że jednym z lepszych sposobów na stres są zakupy. Oddałam się tej terapii i jakież było moje zdziwienie kiedy po wejściu do sklepu stwierdziłam, że ta terapia naprawdę działa. I to jak! Przede mną w wielkich koszach piętrzyły się kasztany! I to ile! I jakie piękne! I za grosze! 
I wróciłam do domu z siatką kasztanów, by po chwili ... otworzyć drzwi beztrosko uśmiechniętemu kurierowi ... Albo się nie ma nic, albo ma się aż za dużo:)


W obliczu niespodziewanego kasztanowego urodzaju pojawił się dylemat czy nie przygotować kasztanów na kilka sposobów, na słodko i na wytrawnie. Tak to jest gdy ma się za dużo, człowiek nie umie sobie poradzić z nadmiarem :) Rozsądek podpowiadał jednak, żeby świeże kasztany zostawić na święta, upiec i popijać grzanym winem, a krem kasztanowy zamienić w deser. I posłuchałam tej rady. Smak pieczonych kasztanów jest niepowtarzalnie dobry i z wielką chęcią powrócę do niego za kilka dni. Ale już go znam. Czymś nowym był za to krem kasztanowy. Zawsze miałam wielką ochotę, by go spróbować. I w końcu nadarzyła się odpowiednia okazja.


Wybrałam deser, który łączy w sobie wszystko to co tak bardzo lubię - jest beza, karmel, brandy, bita śmietana i oczywiście krem kasztanowy. Mont Blanc, bo tak się nazywa, zawdzięcza swą nazwę wyglądowi - na bezowym spodzie piętrzy się krem kasztanowy zwieńczony kleksem bitej śmietany. Wyglądem deser nawiązuje do ośnieżonego szczytu Mont Blanc. Nazywany we Włoszech Monte Bianco, pojawił się we włoskiej książce kucharskiej już około 1475 roku, a we Francji zaczął być podawany w XVII wieku. I myślę, że pora najwyższa, by stał się znany i u nas, bo jest naprawdę cudowny! Nie jest typowo świątecznym deserem, ale tych mamy już od dłuższego czasu zatrzęsienie. Za to, dzięki "ośnieżonemu" szczytowi, ma zimowy charakter i myślę, że idealnie nadaje się karnawał. Taka lekka i niezwykle rozkoszna odmiana po ciężkich makowcach i piernikach.
Jest wiele wersji Mont Blanc,wybrałam taką, która najbardziej mi odpowiadała i jest najbardziej zbliżona do oryginału.


Tak więc udało się zaliczyć kolejny szczyt! Mont Blanc stał się dla mnie symbolem pokonanych przeszkód. Zdobyłam kasztany, poznałam nowe smaki, mimo świątecznej gorączki zdołałyśmy spotkać się z naszymi gośćmi we wspólnej kuchni, zdążymy pokazać Wam nasze kasztany jeszcze przed świętami, tak jak planowałyśmy i zdążę złożyć Wam życzenia zanim wszyscy usiądziemy przy wigilijnym stole.

Życzę Wam z całego serca cudownych, radosnych i pełnych miłości Świąt.
Niech ten czas połączy Was i wzmocni.
Niech doda sił, by w Nowym Roku zdobywać kolejne szczyty i dzielić się szczęściem z innymi.
Życzę Wam magii, prawdziwej, płynącej z serca. 
Niech Wam towarzyszy każdego dnia.


MONT BLANC
/na 5 porcji/

3 białka
160 g cukru
250 g kremu kasztanowego /użyłam gotowego z puszki/
2-3 łyżki soku z cytryny
3-4 łyżki brandy (może być rum)
150 ml śmietany kremówki
kilka świeżych upieczonych kasztanów do ozdobienia


Białka ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dosypywać stopniowo cukier i dalej ubijać aż do uzyskania gładkiej, sztywnej i lśniącej piany. 
Piekarnik rozgrzać do temperatury 140 stopni. Ubitą pianę przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wyciskać spiralnie koła o średnicy ok.  5cm. Na obrzeżach koła wycisnąć małe kleksy (o średnicy 1 cm), które będą stanowiły "obramowanie" bezowej podstawy. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez ok. 50 minut. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i trzymać w nim bezy do całkowitego wystudzenia.

Krem kasztanowy jest dość słodki, dlatego połączyłam go z sokiem z cytryny i alkoholem.  Pierre Herme sugeruje dodanie masła, ale wydaje mi się, że krem byłby wówczas za ciężki. Gotowy krem przełożyć do rękawa cukierniczego i wyciskać spiralnie na bezową podstawę, tworząc lekko spiczasty wierzchołek. 
Śmietanę ubić na sztywno i nakładać niewielki kleks na wierzch deseru. 
Mont Blanc przyozdobiłam nitkami z karmelu. Przygotowując karmel zanurzyłam w nim kilka świeżych kasztanów. Karmel pięknie je pokrył zamieniając w niezwykle smaczny i chrupiący dodatek do deseru.
Jak zrobić karmel przeczytacie tutaj (klik).

Do zobaczenia po świętach:)


niedziela, 19 grudnia 2010

Co jeszcze kryje pudełko? II rozdział




Kilka dni temu otwarłam z Wami świąteczne pudełko (klik), by pokazać Wam kilka słodkości jakie co roku rozsyłamy naszej Rodzinie i bliskim z okazji Świąt. Dziś, zgodnie z obietnicą, zaglądamy głębiej do środka. Będzie pachniało goździkami, karmelem, chilli, orzechami i wanilią. Są ciasteczka z przepisów mojej Prababci Karolki i kilka mniej tradycyjnych, ale niezwykle smacznych, bez których nie wyobrażam sobie świątecznej patery ze słodkościami. 
Wszystkie paczuszki powędrowały już w świat i mam nadzieję, że dotrą na czas pod wskazane adresy. Nie udało mi się pokazać Wam wszystkich słodkich podarków. Nie zobaczycie dziś migdałowych paluszków, kokosowo-kakaowej rolady, makaroników, orzeszków, śliwiaka i rumowych księżyców. Ale będą za rok! Bo za rok ponownie otworzymy babciny zeszyt, zagnieciemy ciasto i zaczniemy wielkie wypiekanie. I jak co roku będziemy się cieszyć na wspólne przeżywanie tej starej i pięknej tradycji, dzielenia się i wyczekiwania na pierwszą gwiazdę. 

Spokoju i radości Wam życzę na ten przedświąteczny czas!

  
CIASTECZKA ORZECHOWE NA OPŁATKU 

350 g cukru pudru
5 białek
2 łyżki kakao
2-3 łyżki soku z cytryny
350 g mielonych orzechów włoskich 
okrągłe opłatki do pieczenia ciastek 


Cukier z białkami ucierać do białości, dodać zmielone orzechy, sok z cytryny i kakao. Dokładnie wymieszać. Gotową masę przełożyć do szprycy i wyciskać na przygotowane spody, czyli okrągłe opłatki do pieczenia ciastek. Piec 5-10 minut w temperaturze 150 stopni. 


Na środku można ozdobić kawałkiem orzecha, kandyzowanymi owocami, bakaliami lub dropsikami czekoladowymi. Po upieczeniu ciasteczka twardnieją, ale później stają się mięciutkie. 
/przepis Karolki/


TRUFLE Z KAJMAKIEM

225 g gorzkiej czekolady dobrej jakości
pół puszki słodzonego mleka kondensowanego
1/2 puszki kajmaku
Do oblania trufli:
100-150 gorzkiej czekolady dobrej jakości
5-6 łyżek śmietany kremówki
krokant, użyłam dyniowego (przepis tu - klik


Czekoladę stopić w kąpieli wodnej. W połowie dodać mleko kondensowane i dokładnie wymieszać, tak, by powstała gładka masa czekoladowa. Schładzać w lodówce, aż masa stwardnieje na tyle, że można z niej formować małe trufelki (ja trzymałam kilka godzin).  Masę nabierać łyżeczką, do środka kłaść 1/2 łyżeczki kajmaku, zlepić i nadać kształt trufla. 


Gotowe trufelki zanurzać w polewie czekoladowej. Przygotowałam ją z gorzkiej czekolady rozpuszczonej wraz ze śmietaną w kąpieli wodnej. Można udekorować krokantem. 
/przepis inspirowany truflami z tej strony/


ROLADA Z PIERNIKA

350 g mąki 
150 g cukru pudru
2 jajka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka masła
2 łyżki miodu
przyprawa piernikowa
1 słoik powideł 
1 szklanka drobno pokrojonych bakalii
1/2 szklanki mielonych orzechów
1 żółtko do posmarowania


Z mąki, proszku do pieczenia, cukru pudru, 2 jajek, masła, miodu i przypraw zagnieść gładkie ciasto. Schładzać je przez kilka godzin w lodówce, a następnie rozwałkować na posypanej mąką stolnicy. Posmarować powidłami, a na nich rozłożyć posiekane bakalie wymieszane ze zmielonymi orzechami. Zwijać tak jak roladę, końcówki zlepić i zwinąć pod spód. Posmarować z wierzchu żółtkiem.


Piekarnik rozgrzać do temperatury 180 stopni. Piec k. 25-30 minut, do momentu aż ciasto ładnie się zarumieni. Po wystudzeniu zawinąć w folię i trzymać w chłodnym miejscu przez kilka dni, dzięki czemu rolada zmięknie. 
/przepis Karolki

CIASTECZKA MAŚLANO-KARMELOWE
250g masła w temperaturze pokojowej
½ szkl. ciemnego muscovado
2 łyżki złocistego syropu (golden syroup)
2 szkl. mąki
½ łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 puszki kajmaku
100g orzechów pistacjowych


Masło utrzeć z ciemnym cukrem. Dodawać kolejno złocisty syrop, oraz przesiana mąkę z proszkiem do pieczenia i dalej ucierać. Gotowe ciasto schłodzić przez ok. 1 godzinę w lodówce.

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Z ciasta formować kulki wielkości dużego orzecha laskowego i układać je na wyłożonej papierem do pieczenia blasze, zachowując ok. 3cm odstępy. W każdej kulce zrobić wgłębienie (użyłam końcówki drewnianej łyżki). W środek wgłębienia wkładać po  1/2 łyżeczki kajmaku, starając się, by pokrywał mniej więcej całe wyprofilowane wgłębienie. Z wierzchu posypać zmielonymi pistacjami. Dobrze jest lekko wcisnąć orzechy w masę, by potem lepiej trzymały się ciasteczek.


Piec ok. 15 – 16 minut, do momentu, gdy brzegi ciasteczek zaczną ładnie brązowieć. Podczas wyjmowania z pieca – ciasteczka są w środku jeszcze dość mięciutkie i kruche. Nie zdejmować od razu z blachy, bo łatwo się rozpadają, ale pozostawić na ok. 3 minuty. W tym czasie ciasteczka ładnie stwardnieją i z łatwością będzie można je zdjąć z blachy na kratkę, do dalszego studzenia.
/przepis cytuję za Małgosią dz./


TRUFLE Z CHILLI I SOLĄ MORSKĄ 

225 g gorzkiej czekolady dobrej jakości
pół puszki słodzonego mleka kondensowanego
chilli /do smaku/
sól morska gruboziarnista do dekoracji
Do oblania trufli:
100-150 gorzkiej czekolady dobrej jakości
5-6 łyżek śmietany kremówki


W połączeniu chilli z czekoladą zakochałam się kilka lat temu. Jakiś czas temu odkryłam też niezwykle ciekawe połączenie czekolady z solą morską. I tak powstały te1 trufelki. Są zaskakująco pyszne - zwłaszcza finałowe rozgrzanie chilli.... Hmmm, cudowne! Bardzo polecam!


Czekoladę stopić w kąpieli wodnej. W połowie dodać mleko kondensowane i dokładnie wymieszać, tak, by powstała gładka masa czekoladowa. Dodać chilli - ilość zależy od Waszych upodobań smakowych. Wymieszać i schładzać w lodówce, aż masa stwardnieje na tyle, że można z niej formować małe trufelki (ja trzymałam kilka godzin). Gotowe trufelki zanurzać w polewie czekoladowej. Przygotowałam ją z gorzkiej czekolady rozpuszczonej wraz ze śmietaną w kąpieli wodnej. Udekorować kilkoma kryształkami soli morskiej.
/przepis inspirowany truflami z tej strony/



KOCIE OCZKA

125 g masła
200 g mąki
60g cukru
1 żółtko
skórka z cytryny
szczypta soli
esencja waniliowa lub cukier waniliowy
konfitura do przełożenia - u mnie domowy dżem malinowy z wanilią i goździkami


Wszystkie składniki zagnieść na gładkie, elastyczne ciasto. Włożyć do lodówki na minimum 1 godzinę. Schłodzone ciasto rozwałkować na posypanej mąką stolnicy i wycinać foremką dowolne kształty. W połowie ciasteczek wyciąć dodatkowo okrągłą dziurkę w środku. Przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piec przez ok. 5-8 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 180 stopni. 
Po upieczeniu i wystudzeniu smarować konfiturą i sklejać. Można posypać cukrem pudrem. 
/przepis Karolki





Podane przepisy to moje kolejne propozycje do Cudawiankowej akcji :) 

wtorek, 14 grudnia 2010

Podnieście wieczko pudełka . . . Rozdział I




...zobaczycie wtedy, co wkładamy do rozsyłanych na Święta słodkich paczuszek. 
Chciałam dziś do nich zaglądnąć razem z Wami. Któż z nas nie lubi otwierania prezentów. Tej rozpierającej nas radości i podekscytowania, które wzrasta z każdym etapem rozwiązywania wstążki (kto to widział, by wiązać na supeł!) i coraz szybciej ściąganego papieru. 
Tradycja pieczenia świątecznych drobnych ciasteczek sięga w moim domu prawie sto lat. Przekazywane z pokolenia na pokolenie przepisy nie ulegają żadnym poprawkom, z wyjątkiem ilości składników, które co roku zwiększamy. Ale co roku rodzina ciasteczek przyjmuje też do swojego grona nowych gości. Lubię to połączenie tradycji z nowoczesnością, zwłaszcza jeśli chodzi o świąteczne słodycze:)
W pudełku, do którego dziś zaglądamy znajdziecie ciasteczka pieczone "od pokoleń" oraz te, które dołączyły do nas zupełnie niedawno. Mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli macie ochotę na więcej, zapraszam  do drugiego pudełeczka, które otworzymy za kilka dni. 
A teraz częstujcie się:) 

 
CAŁUSKI KAWOWE
/na 2 blachy/

3 białka
160 g cukru , najlepiej drobnego do wypieków
1 płaska łyżeczka kawy mielonej /jeśli ktoś nie lubi kawy, można użyć kakao/ 


Oczywiście, chodzi o beziki, ale moja Babcia zawsze nazywała je całuskami :) I mnie ta nazwa podoba się ogromnie!
Białka ubić na pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dosypywać cukier. Ubijać dalej do uzyskania gładkie, lśniącej i bardzo sztywnej piany. Wsypać kawę /lub kakao/ i delikatnie wymieszać za pomocą łyżki. Gotową masę przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wyciskać malutkie beziki /ok. 1cm/. 


Piec w piekarniku nagrzanym do 140 stopni przez ok. 50 minut. Po tym czasie wyłączyć piekarnik, a całuski suszyć dalej aż do całkowitego wystudzenia. Można je zlepiać razem smarując masą czekoladową, ale my najczęściej zjadamy je bez dodatków. Nie uwierzycie jak szybko można pochłonąć dwie blachy całusków:D
/przepis Karolki/


TRUFLE DAKTYLOWO-POMARAŃCZOWE

500 g wydrylowanych daktyli
kila łyżek likieru pomarańczowego /użyłam domowej pomarańczówki/
1/2 łyżeczki cynamonu
szczypta mielonego imbiru
szczypta mielonych goździków


Daktyle włożyć do blendera lub malaksera i zmiksować. Powstanie zwarta masa. Dodać likier pomarańczowy oraz przyprawy i dokładnie połączyć (zagniatając tak jak ciasto). Jeśli masa jest za sucha lub aromat likieru za słabo wyczuwalny, możecie dodać więcej. Gotową masę przełożyć na godzinę do lodówki. Po tym czasie formować trufelki - wielkość zależy od Was. Masa może się trochę lepić, ale to normalne. 


Trufelki można oblać czekoladą lub obtoczyć cukrem pudrem, ja jednak chciałam podkreślić ich pomarańczowy aromat i użyłam pomarańczowej czekolady. Kupiłam ją w postaci pastylek, to czekolada wykorzystywana do cukierniczych zdobień i polew.
/przepis własny/ 


ROGALIKI ORZECHOWO-WANILIOWE

560 g mąki
400 g masła
160 g cukru
cukier waniliowy
200 g mielonych orzechów włoskich
4 żółtka


Mąką zagnieść z masłem, dodać cukier, żółtka i orzechy. Zagnieść gładkie i elastyczne ciasto. Urywać po kawałku, formować rogaliki i układać na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. 


Piec ok. 10-15 minut w temperaturze 180 stopni - aż do momentu, gdy lekko się zarumienią. Ostudzone rogaliki obtaczać waniliowym cukrem pudrem. 
/przepis Karolki/ 


CIASTECZKA KAKAOWE

250 g miękkiego masła  
4 łyżki cukru pudru 
220 g mąki pszennej (1,5 szklanki) 
4 łyżki skrobi ziemniaczanej 
4 łyżki kakao 
nutella - do przełożenia 


Masło utrzeć z cukrem na gładką masę. Dodać pozostałe składniki i zagnieść razem. Oryginalny przepis sugeruje przełożenie masy do szprycy, ja jednak uważam, że masa jest za gęsta i wyciskanie ciasteczek byłoby zbyt ciężką pracą:), dlatego formuję z ciasta małe kuleczki - ok. 1 cm. Kulki okładać na blasze do pieczenia, a następnie za pomocą widelczyka deserowego odciskać w nich wgłębienia. Piec przez ok. 10 minut w piekarniku nagrzanym do 170 stopni. 


Po upieczeniu i przestudzeniu przekładać nutellą lub innym kremem czekoladowym lub orzechowym. Ciasteczka rozpływają się w ustach, nic więc dziwnego, że w oryginale noszą nazwę Melting Moments. 
/przepis cytuję za Dorotus/


TRUFLE CZEKOLADOWO-MIĘTOWE

170 g gorzkiej czekolady dobrej jakości, najlepiej miętowej
1/2 filiżanki śmietany kremówki
likier miętowy
4 łyżki masła
cukier puder do  obtoczenia


Czekoladę razem ze śmietaną i masłem stopić w kąpieli wodnej. Dokładnie wymieszać, aby składniki dobrze się połączyły (ja ubijam lekko malutką trzepaczką, dzięki temu masa nabiera powietrza i staje się bardziej lekka). Dodać likier miętowy (ilość zależy od Waszych preferencji smakowych) i ponownie zamieszać. 


Wstawić do lodówki, by masa zgęstniała. Łyżeczką nabierać małe porcje i formować trufelki. Gotowe obtoczyć cukrem pudrem. Możecie też oblać je czekoladą, jak kto woli. 
/przepis własny/ 



TRUFLE CZEKOLADOWO-KAWOWE

170 g gorzkiej czekolady dobrej jakości, najlepiej z kawałami kawy, jeśli uda Wam się taką zdobyć
1/2 filiżanki śmietany kremówki
dobrej jakości likier kawowy
4 łyżki masła
cukier puder do  obtoczenia


Czekoladę razem ze śmietaną i masłem stopić w kąpieli wodnej. Dokładnie wymieszać, aby składniki dobrze się połączyły (ja ubijam lekko malutką trzepaczką, dzięki temu masa nabiera powietrza i staje się bardziej lekka). Dodać likier kawowy (ilość zależy od Waszych preferencji smakowych) i ponownie zamieszać. 


Wstawić do lodówki, by masa zgęstniała. Łyżeczką nabierać małe porcje i formować trufelki. Gotowe obtoczyć cukrem pudrem. Możecie też oblać je czekoladą, jak kto woli. 
/przepis własny/

Wszystkie przepisy to także moje propozycje do wspaniałej akcji Cudawianki:)

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails