niedziela, 29 marca 2015

Idealne makaroniki z ... siemienia lnianego. Flax macarons.

David Lebovitz pisze: " Monsieur Laduree przełożył dwie bezy kremem i narodziły się paryskie makaroniki; ten delikatny przysmak pozostał niezmieniony od niemal stu pięćdziesięciu lat i wcale nie musi się zmieniać. Nie oznacza to wcale, że klasyki nie można odświeżać. Często cieszy zaskoczenie nowy smakiem i doznaniem". 


Klasyczna mała czarna.
Klasyka gatunku.
Ład, skład i porządek. 
Wszystko jak trzeba, bez odchyleń, standardowo ... klasycznie.

Czy nie masz czasem ochoty na małe szaleństwo?
Nie kusi Cię zrobienie kroku dalej?
Jedna więcej szczypta pieprzu? Odwrócenie kolejności? Zmiana ról?
Ciekawość co jest po drugiej stronie lustra i czy parmezan w lodach może smakować tak samo dobrze jak na pizzy? 


W oazie spokoju i utartych ścieżek klasyka bywa najkrótszą drogą do nudy. 
A nuda w kuchni to coś nie-do-pomyślenia!
To związek bez przyszłości i smacznych perspektyw. 
Nawet w tak poszanowanych "rodzinach" jak .... makaroniki.


Oczywiście, w ich przypadku klasyka ma swoje nieustanne "5 minut" -  kto bowiem choć raz próbował upiec makaroniki, ten wie, ja bardzo wiele zależy od zasad, których nie wolno zaniedbać. Tu posłuszeństwo to do znudzenia powtarzane zaklęcie. I zdawać, by się mogło, że nic tego klasycznego rytuału nie jest w stanie zachwiać....
Czy, aby na pewno?


Gdy kolejne pokolenia cukierników i amatorów odprawiają czary nad makaronikowymi humorami, gdzieś w odległej, zupełnie niepozornej kuchni, pewna młodziutka studentka wpada na pomysł "makaronikowej rewolucji" i bez większego wahania wykreśla z przepisu mielone migdały wpisując w ich miejsce ...  siemię lniane. 
Jakby tego było mało, pisze otwarcie, że lekceważy sezonowanie białek, nie zwraca uwagi na ich temperaturę, nie ubija piany na klasyczne "wierzchołki" i w dodatku nie przesiewa sypkich składników. A to ci dopiero! 

Nie wiem czy Francja już o tym wie, ale ja sprawdziłam ten amerykański spisek i co tu dużo mówić - działa! Klasyczne makaroniki według zupełnie nieklasycznego przepisu są po prostu idealne! Nie wiem, jak to działa, ale działa bez zarzutu i smakuje DOSKONALE!  Smak siemienia jest cudownie orzechowy, tajemniczy, kuszący. Makaroniki cudownie się ciągną i przy jedzeniu nie można się zatrzymać na rozsądnej liczbie. 


Cokolwiek myślicie o klasyce i bez względu na to, jaką wagę przywiązujecie do tradycji, namawiam Was do spróbowania tego "zbuntowanego" przepisu. Może zachęci Was do innych rewolucji, nie tylko tych kuchennych - w końcu wiosna, to początek nowego :)


MAKARONIKI Z SIEMIENIA LNIANEGO - FLAX MACARONS
/przepis cytuję za The Pancake Princess - klik/ 

To pewne, jak 2 x 2, że na widok takiego przepisu po prostu musiałam go sprawdzić. Sam fakt, że ktoś - w dodatku Amerykanka - rzuciła "rękawicę" francuskim makaronikom aż przyprawił mnie o dreszcz emocji, tym bardziej, iż dotychczas sama surowo przestrzegałam makaronikowych przykazań (o pieczeniu makaroników pisałam w tym poście - klik). Sprawdzanie tego przepisu było jedną z najbardziej ekscytujących przygód w kuchni - z nonszalancją zbagatelizowałam niemal wszystko to, co powinnam zrobić, a efekt okazał się idealny. Spróbujcie sami! 


14 g cukru kryształu
112,5 g cukru pudru
62,5 g zmielonego siemienia lnianego
50 g białek

Blachę wyłożyć papierem do pieczenia.W młynku lub przy pomocy blendera zmiksować razem cukier puder i siemię lniane. W osobnej misce zacząć ubijać białka na średnich obrotach do momentu aż zaczną powoli tworzyć się "wierzchołki". Powoli dosypywać cukier kryształ nie przerywając ubijania aż piana zacznie nabierać sztywności. Dosypać cukier puder z siemieniem i przy pomocy łopatki delikatnie wymieszać z pianą - ruchem nabierającym masę z dna i delikatnie podchodzącym do góry, przy jednoczesnym obracaniu miski drugą ręką. Masa jest gotowa, gdy wszystkie składniki są dobrze połączone, a sama masa nie jest zbyt sztywna, ani zbyt płynna (przypomina gęsty lukier). 
Tak przygotowaną masę przełożyć do rękawa cukierniczego z okrągłą końcówką i wyciskać niewielkie porcje ciasta zachowując min. 2 cm odstępu (ciasto rozleje się nieco na boki). Aby makaroniki zachowały odpowiedni kształt, najlepiej użyć specjalnej silikonowej podkładki lub wcześniej samemu przygotować szablon rysując na pergaminie szablon z kołami wybranej średnicy. 
Makaroniki odstawić do obsuszenia na jedną godzinę - to ważny etap, dzięki któremu wierzch obsycha i w trakcie pieczenia powstają wokół niego charakterystyczne falbanki. 
Piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni i piec makaroniki przez ok. 10-12 minut. Po wyjęciu z piekarnika odstawić do całkowitego wystudzenia, a następnie przełożyć ulubionym kremem (u mnie kawowy). Makaroniki najlepiej smakują po 1-2 dniach, ale doprawdy ciężko się powstrzymać i czekać tak długo.

*cytat pochodzi z książki "Cztery strony smaku, czyli cały świat na widelcu", Wydawnictwo Dolnośląskie.



*   *  *
Do kogo trafi książka Donny Hay "Szybko, świeżo, prosto"? 
Wybór był bardzo trudny, bowiem zasypaliście mnie opowieściami!
Dziękuję wszystkim osobom, które podzieliły się ze mną swoimi wspomnieniami o pierwszych krokach w kuchni. Nie wszystkie były sukcesem, wiele miało prawo skończyć się tragicznie, ale bez względu na efekt, najważniejsze, że większość z Was się nie poddała!
Miałam wielki dylemat przy wyborze - i nawet dodatkowy egzemplarz zaoferowany przez wydawnictwo Albatros (dziękuję!)  nie do końca ułatwił mi zadanie. 
Ostatecznie zdecydowałam, że książki Donny otrzymają:

Magda z crust&dust - za budującą postawę rodziców 
Anka Gmurczyk - za herbatę i cudownie beztroskie zaskoczenie "nie wiedziałam, że woda wrze" 
Lidien - za sernik na zimno ... z piekarnika

Gratuluję i proszę o kontakt mailowy.

niedziela, 22 marca 2015

Idealna babka cytrynowo- jogurtowa. Szybko, świeżo, prosto - Donna Hay, recenzja i konkurs.



Rzadko mi się zdarza, że nie wiem od czego zacząć.
W obliczu piękna dech zawsze mi zapiera.
Tak jest właśnie teraz, gdy trzymam w ręce polskie wydanie "Szybko, świeżo, prosto" autorstwa uwielbianej na całym globie Donny Hay. Pięknie wydana książka z ponad 160 przepisami na świeże i proste dania na każdą okazję ukazała się właśnie dzięki wydawnictwu Albatros. 


Kto z nas choćby raz nie zainspirował się jednym z cudownych przepisów autorstwa Donny lub choć nie westchnął nad jednym z pięknych zdjęć, jakie zawsze dokumentują jej potrawy?

Donna Hay, australijska ikona gotowania, to marka sama w sobie - sygnuje piękny magazyn kulinarny, sklep pełen kuchennych gadżetów, programy telewizyjne, książki.  Dla mnie jest kulinarną boginią głównie za sprawą absolutnie genialnych deserów - tu przemawia przeze mnie niepoprawny łasuch, ale uwierzcie, że jej wytrawne danie są równie doskonałe. 


Książka została podzielona na trzy tytułowe działy - Szybko, Świeżo i Prosto, a każdy z nich na dwie części "Słodko" i "Słono". Bardzo fajny to układ i cieszy, że nie powiela utartego w wielu książkach kulinarnych podziału na pory roku.
Jak wiadomo "je się oczami" i Donna o tym doskonale wie, dlatego każda strona książki jest prawdziwą ucztą. To zasługa oczywiście nietuzinkowych przepisów, ale także przepięknych zdjęć autorstwa Williama Meppema

Ogromnie podoba mi się brak jakichkolwiek gadżetów stylizacyjnych - króluje niebywała prostota formy, co daje rezultat całkowitego skupienia uwagi na potrawie - to ona jest bohaterem. Ten olśniewający efekt udaje się także uzyskać dzięki lekkim, jasnym, pastelowym kolorom - tak charakterystycznym dla Donny. 


Przepisy, zgodnie z tym co mówi tytuł, są naprawdę proste i szybkie i mnóstwo w nich świeżości. Nie znalazłam ani jednego, który trudno byłoby odtworzyć w domowych warunkach przez osobę średnio obeznaną z kuchnią, a to kolejny duży plus. 

Ciekawym dodatkiem są końcowe "mini-rozdziały" poświęcone stylizacji potraw i pomysłom nietypowego ich serwowania. Jest także glosariusz oraz podstawowy przelicznik miar i wag, a zatem wszystko co trzeba wiedzieć, aby zacząć z powodzeniem wykorzystywać pomysły Donny.


Tak jak napisałam na początku - nie tylko nie umiałam znaleźć słów zachwytu nad książką, ale i zdecydować, który z przepisów sprawdzić jako pierwszy. Z drugiego dylematu wyręczył mnie mój 11,5-letni Syn otwierając książkę "na chybił-trafił" na stronie z cytrynowo-jogurtową babką. 

Po niespełna godzinie w domu unosił się obezwładniający zapach domowego ciasta, które na pewno podbije też Wasze serca. Jest bardzo proste w wykonaniu - składniki tylko miesza się w misce, długo pozostaje świeże (wiem to, dzięki sprytnie zakamuflowanemu kawałkowi, który ukradkiem schowałam przed resztą domowników), wilgotne, aromatyczne - idealne! Postanowiliśmy, że dołączy do naszych wielkanocnych wypieków, a że do Wielkanocy jeszcze daleko ;), dziś Synek upiekł jeszcze jedno! 

Pod przepisem na babkę znajdziecie szczegóły konkursu, w którym dzięki uprzejmości wydawnictwa Albatros mam dla Was 2 egzemplarze "Szybko, świeżo, prosto" Donny Hay.


BABKA CYTRYNOWO-JOGURTOWA DONNY HAY
/przepis cytuję za Donną Hay z książki "Szybko, świeżo, prosto"/

2 jajka
180 ml oleju
1 łyżka skórki startej z cytryny
2 łyżki soku z cytryny (daję więcej)
1 szklanka gęstego jogurtu greckiego
1 3/4 szklanki cukru (daję mniej)
2 szklanki mąki
3 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli

Lukier cytrynowy
3/4 szklanki cukru pudru
1/4 szklanki soku z cytryny


Piekarnik rozgrzać do temperatury 180 stopni. Okrągłą formę na babkę natłuścić i obsypać mąką. 
W misce wymieszać razem jajka, olej, skórkę, sok z cytryny, cukier i jogurt. Przez sitko dosypać mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i dodać szczyptę soli. Wymieszać dokładnie, aby pozbyć się grudek. Masę przelać do przygotowanej formy i wstawić do nagrzanego piekarnika na 35 minut. 
W tym czasie przygotować lukier. W miseczce wymieszać na gładko cukier puder z sokiem z cytryny. Upieczoną babkę wyjąć z formy i jeszcze gorącą polać z wierzchu lukrem. 

Co zrobić, aby otrzymać książkę Donny Hay "Szybko, świeżo, prosto" wydawnictwa Albatros?

W komentarzu pod tym postem napiszcie, jaka była pierwsza potrawa, którą przygotowaliście absolutnie samodzielnie, od podstaw jeszcze jako dziecko, nastolatek, studentka - bez granicy wieku :) Poziom "jadalności" potrawy nie jest kryterium.
Ze wszystkich nadesłanych komentarzy wybiorę dwa, które najbardziej mnie zauroczą, zadziwią - po prostu podbiją moje serce, podobnie jak książka Donny. 
Pamiętajcie, aby w komentarzu zostawić też swój adres mailowy.

Na Wasze komentarze czekam do piątku, 27 marca
Wyniki podam najpóźniej w niedzielę 29 marca.
Wysyłka nagród wyłącznie na terenie Polski.

czwartek, 19 marca 2015

Biały bez i limonka - Somersby ElderfloweLime - nowy wynalazek Lorda *



Już jest! 
W tym roku przyszła przed czasem.
Nowa, zielona, wyczekiwana, pachnąca i tętniąca życiem.


Wiosna, oczywiście. 
Uwielbiam ją za wszystko. 
Za kolor, za zapach, za smak, za dźwięk. 
Za zieleń pachnącą świeżością i za radosny szum strumienia.


Jak zawsze bawimy się w chowanego.
Ona się kryje, a ja szukam - pierwszych śladów wiosny. 
Zazwyczaj wygrywam. 
Kępka krokusów, białe dzwonki przebiśniegów - przecież widać je z daleka. 
Ale bywa, że mnie zaskoczy i podsunie coś zupełnie niespodziewanego. 
Coś co uwielbiam, ale zawsze muszę na to czekać znacznie dłużej.


Biały bez. 
Bujne krzaki bzu oplatają mój ogród niczym ogromny wianek. 
Gdy kwitnie,  powietrze pachnie szczęściem - rześkim, cytrusowym, kwiatowym, trudnym do opisania zapachem, który dzięki kuchennej magii udaje się zamienić w równie cudowny smak.
Próbowaliście?


Na drobne, delikatne baldachy białego bzu czekam z prawdziwym wytęsknieniem. 
Marzę, by zachłysnąć się ich pierwszym zapachem i przypudrować nos żółtym pyłkiem.
Jak zatem opisać szczęście, gdy szukając pierwszych, niewinnych śladów wiosny natrafiam na biały bez – kwintesencję kwitnącej, rozbuchanej natury?


Trafia w moje ręce i cały jest wiosną #Somersby #EldeflowerLime - nowy smak Lorda, który połączył wyrafinowany smak bzu z orzeźwiająca nutą limonki. Czy można chcieć więcej?!


Oczywiście, że tak. Oczywiście, że ma się ochotę na więcej. I oczywiście, że to idealny pretekst na pierwszy wiosenny piknik. 
Zabiorę ukochany kosz i zaproszę przyjaciół. 
Rozsiądziemy się na trawie i będziemy upajać aromatem bzu, rześką limonką i błogim szumem, z jakim #Somersby #EldeflowerLime spływa wprost do podstawianych szklanek.
Taka wiosna o smaku bzu, to jakby już lato blisko.... Rozmarzyłam się?!


Ale jak tu nie marzyć o lecie, przyjęciach w ogrodzie i beztroskich wędrówkach, gdy pod nosem i na podniebieniu czuje się zapach bzu i smak limonki, a pewien sprytny gadżet aż woła "gdziekolwiek idziesz, zabierz Somersby z sobą" ?!
Ja już spakowałam moje #Somersby #EldeflowerLime (obowiązkowo schłodzone) i ruszam na spotkanie na trawie. Wam też polecam!
Ze wszystkich smaków Somersby ta wersja z bzem i limonką smakuje mi najbardziej. Jest cudownie orzeźwiająca, nie za słodka i naprawdę czuć w niej bez, a to dla mnie najważniejsze! 

*wpis sponsorowany, powstał przy współpracy z Carlsberg Polska przy promocji nowego smaku marki Somersby. Napój zawiera 4,5% alkoholu i przeznaczony jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

piątek, 6 marca 2015

Czekolada - zaskakujące połączenia smakowe - warsztaty Akademii Smaku Bosch



Czekolada
To słowo, które przyciąga jak magnes. 
Równie wielką moc działania ma Piotr Chylarecki, mistrz cukiernictwa i kreator niezwykłych czekoladowych dzieł. 


Czy mogłam się więc oprzeć zaproszeniu na lutowe spotkanie w Akademii Smaku Bosch, skoro tematem była czekolada - a ściślej "Zaskakujące połączenia smakowe", a prowadzącym Piotr Chylarecki w duecie z Pawłem Kibartem?!


Wszystkie spotkania i warsztaty Akademii Smaku Bosch odbywają się w pięknie zaaranżowanym i świetnie wyposażonym Centrum Domowych Inspiracji
Lutowemu spotkaniu patronował KUPIECWawel, Bonduelle, Frisco.pl i oczywiście gospodarz, czyli Akademia Smaku Bosch


Spotkanie rozpoczęliśmy od czekoladowego wstępu, czyli nauki testowania smaku i rodzaju czekolady i odpowiedniego dobrania dodatków potrzebnych do stworzenia udanego deseru czekoladowego. Była to bardzo cenna i ciekawa lekcja. 

Kolejnym etapem, na który wszyscy najbardziej czekali było oczywiście gotowanie. Atmosferę skutecznie podkręciło niebywale intrygujące menu, w którym czekolada naprawdę użyta została w sposób niekonwencjonalny. 

Podzieleni na cztery zespoły przygotowaliśmy: 
- wędzoną pierś z gęsi z sorbetem z buraka z czekoladą gorzką z pomarańczami

- krem z kalafiora z serem gorgonzola i chipsem z gorzkiej czekolady

- pierś z kaczki z sosem z gorzkiej czekolady, chilli, marakui i imbiru podaną ze smażonymi warzywami 

- brownie z kaszą gryczaną, musem czekoladowym i kremem śmietankowym podane z orzechami laskowymi prażonymi w karmelu

Co tu dużo mówić - każde nowe wcielenie czekolady było dla mnie smakowym doznaniem i ogromną inspiracją. Każda z propozycji miała ogromny potencjał i z pewnością wrócę niebawem do podobnych czekoladowych eksperymentów. 



Tak jak się spodziewałam już po pierwszym zerknięciu na menu, niekwestionowanym fawortem zostało brownie z kaszą gryczaną przygotowaną z cytrusową nutą w taki sposób, że do dziś śni mi się po nocach - ale to standard w przypadku kreacji Piotra Chylareckiego. 



Spotkanie w Akademii Smaku Bosch jak zawsze obfitowało w mnóstwo ciekawych informacji, doskonałych produktów i dań oraz niezliczoną ilość uśmiechów i sympatycznych spotkań z blogerkami i blogerem, czyli Krainą Sosny. 

Organizatorom i sponsorom bardzo dziękuję za zaproszenie i możliwość udziału w czekoladowej podróży przez smaki, a Wam polecam śledzenie kalendarza kolejnych spotkań Akademii Smaku Bosch - klik. 

* zdjęcia zamieszczam dzięki uprzejmości Akademii Smaku Bosch.

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails